– Panie Doktorze, dlaczego wybrał Pan zawód lekarza?
– Pozwolę sobie na żart. Bo nie posłuchałem ojca, który też był chirurgiem i odradzał mi ten zawód ze względu za wieczne życie pod telefonem i w trybie „ostrego dyżuru”.
– Faktycznie, nawet rozmawiamy idąc z jednego budynku do drugiego, bo dostał Pan Doktor telefon o konieczności wykonania zabiegu operacyjnego.
– Pracuję już 43 lata w ten sposób. Wybierając zawód lekarza musiałem taki tryb życia zaakceptować. Całe więc życie pracuję na ostrym dyżurze.
– W którym roku trafił Pan Doktor do szpitala Opoczna?
– Trudno to jednoznacznie określić, ponieważ najpierw pracowałem tutaj okazjonalnie. Jeden dzień, kilka dni. Byłem Ordynatorem Ortopedii w Szpitalu Wojewódzkim, a tutaj przejeżdżałem sporadycznie od chyba 2003 r., a na stałe to był rok 2006 lub 2007. Nie było tutaj wówczas Oddziału Urazowego i mi udało mi się go zorganizować.
– Czy miał Pan Doktor jakieś autorytety medyczne na początku swojej kariery zawodowej?
– Przede wszystkim ojca, która mnie nauczył nie tylko wiedzy medycznej, ale także filozofii na czym polega służba pacjentowi. Dużo nauczyłem się także podczas kontraktu w Tunezji, gdzie zapoznałem się z francuską medycyną. Później trafiłem do Paryża. Wówczas ortopedia francuska była wysokiej klasy.
– W ostatnich kilku dekadach nastąpił olbrzymi rozwój nowych technologii medycznych, które z pewnością ułatwiają pracę lekarzom.
– Tak, ale pozwolę sobie na uwagę, że kij ma dwa końce. Wszystkie te nowoczesne formy diagnostyki np. tomografia komputerowa z pewnością przyczyniają się do zwiększenia wiedzy o schorzeniach pacjenta, ale z drugiej strony rodzi się pokusa oddalenia się lekarza od pacjenta. Zanika potrzeba dotknięcia ręką pacjenta, bo przecież wszystko jest dziś na ekranie komputera.
– Chirurg to nie tylko jeden człowiek, ale cały zespół ludzi, którzy wykonują operację.
– Powiem więcej, że zespół jest ważniejszy niż chirurg. Przepraszam, ale musimy zakończyć rozmowę, bo doszliśmy już do budynku i muszę się szykować do operacji.